Indywidualnie dopasowana dieta i zioła są zdolne do wielu działań terapeutycznych i powinny stanowić pierwszą linię obrony – zawsze wtedy, gdy jest to możliwe.
Chcę Cię nauczyć, jak wdrożyć dietoterapię i protokoły ziołowe zależne od kondycji Twojego psa.
W ziołach tkwi prawdziwa moc, ale jeśli dieta kuleje, to nawet najlepiej dopasowane zioła nie pokażą pełni swych możliwości. Dlatego w mojej praktyce stawiam na rozwiązania indywidualnie dopasowane do konkretnego psa (często również i do jego właściciela).
Aga Magiera, dietetyk i fitoterapeuta kliniczny
Jestem psim fitoterapeutą i dietetykiem. Wierzę w siłę holistycznego zielarstwa oraz medycyny funkcjonalnej! A prywatnie – kocham Tatry i buldogi francuskie.
Od 2014 roku aktywnie i skutecznie pomagam Opiekunom w walce o lepsze zdrowie ich zwierząt. Należę do międzynarodowego Stowarzyszenia skupiającego kwalifikowanych terapeutów zajmujących się medycyną naturalną opartą na dowodach (evidence based natural medicine) CIVIT
Jestem opiekunką trzech czterech JUŻ PIĘCIU! wspaniałych buldożków – dwóch cudownych adoptowanych suń, dwóch wspaniałych chłopaków i małej diablicy w przebraniu anioła. Ich historie i stan zdrowia sprawiły, że stałam się osobą, którą tu dziś widzicie.
I mimo, że w ich historiach jest też miejsce na smutki – to cieszę z każdego doświadczenia i każdej chwili, którą spędzam z moim wesołym stadkiem.
Praktyczną wiedzę na temat terapeutycznego zastosowania diety i ziół dla psów zdobywałam głównie poza granicą naszego kraju.
Moimi mentorami byli i nadal są m.in: David Hoffman, Matthew Wood, Michael Moore, Barbara Fougere, Rita Hogan, Cat Lane, dr. Ihor Basko, dr. Judy Morgan i wiele innych osób, z którymi ciągle się uczę i z których doświadczenia zawsze będę czerpać.
W ziołach tkwi prawdziwa moc, ale jeśli dieta kuleje, to nawet najlepiej dopasowane zioła nie pokażą pełni swych możliwości. Dlatego w mojej praktyce stawiam na rozwiązania indywidualnie dopasowane do konkretnego psa (często również i do jego właściciela). Znacznie wyżej niż mody i gotowe schematy żywienia stawiam indywidualne potrzeby i stan zdrowia Twojego zwierzęcia (stosując się m.in do zaleceń NRC).
Cenię sobie korzystanie z odkryć i nowoczesnej nauki, ale opieram się na pełnowartościowym, prawdziwym jedzeniu.
Prywatnie jestem zdania, że dietetyka ludzi i zwierząt została spłycona i sprowadzona często do zerojedynkowych rozwiązań lub sloganów, którym nadaje się znaczenie niemal religijnych przykazań.
To, co jako specjaliści od żywienia często nazywamy POP-dietetyką zostało zdominowane przez strach i fałszywe przekonanie, że istnieje jedyne słuszne rozwiązanie, które rozwiąże żywieniowe problemy ludzkiego lub psiego wszechświata.
Tymczasem w żywieniu nikt nie odnalazł dotąd Świętego Graala Dietetyki
Liczysz się Ty i Twój pies. Wasze potrzeby i możliwości.
Pamiętaj proszę, że w większości przypadków pomagam Opiekunom psów schorowanych i wymagających szczególnej uwagi. Dlatego często łączę komponenty różnych taktyk dietetycznych, po to, by jak najlepiej trafić w potrzeby Twojego psa. Nie pytaj więc, która dieta jest lepsza – surowa czy gotowana, bo zawsze odpowiem – to zależy od zdrowia Twojego psa.
Nie pytaj, który rozkład procentowy składników odżywczych jest prawidłowy – prawidłową dietą będzie ta, która zapewni wszystkie składniki odżywcze niezbędne dla Twojego zwierzęcia i jego walki z chorobą..
Od wielu lat pomagam psom z alergiami i nietolerancjami. To, obok problemów neurologicznych, temat, który bezpośrednio dotyczył również moich psów. Mogę Ci pomóc wesprzeć terapię również w przypadkach m.in.:
Posiadam wiedzę i praktykę z zakresu weterynaryjnej dietetyki klinicznej, diet surowych i domowych, a także dietoterapii w chorobach przewlekłych.
Mam wiedzę i praktykę z zakresu ziołolecznictwa, zarówno dla ludzi, ale przede wszystkim weterynaryjnego (z naciskiem na psy).
Posiadam również uprawnienia zawodowe Fitoterapeuty, które okazały się klamrą spinającą wszytko razem. Skończyłam kurs sygnowany przez Doktora Henryka Różańskiego.
Należę do międzynarodowego Stowarzyszenia skupiającego kwalifikowanych terapeutów zajmujących się medycyną naturalną opartą na dowodach (evidence based natural medicine) CIVIT
Kształcę się i ciągle doszkalam w towarzystwie najlepszych specjalistów na świecie.
Dzięki temu mogę legalnie doradzać Tobie oraz lekarzom weterynarii w zakresie dietoterapii i ziołolecznictwa, tworzyć dla Was formuły, określać ich dawkowanie czy szkolić.
Jednak ten kurs to zaledwie czubek góry lodowej. Prawdziwe piękno ziołolecznictwa odkryłam ucząc się poza granicami kraju.
Zresztą. Ciągle się uczę.
Nauka o ziołach i żywieniu ciągle dostarcza nam nowych faktów. Czasem potwierdza to, co doświadczalnie wiedzieliśmy “od zawsze”. Innym razem dostarcza nowych narzędzi i możliwości.
posiadam wiedzę z zakresu:
Dodatkowo po pojawieniu się w moim domu Suli:
Psy były koło mnie zawsze. Mniejsze, większe, kundelki i rasowce. Znajdowane, przygarniane, kupowane lub adoptowane.
Ale ten jeden, szczególny, śpi teraz zwinięty w kłębek, co jakiś czas podnosząc głowę i sprawdzając, czy przypadkiem nie przemyciłam na biurko czegoś do jedzenia.
Nie jest sam.
Obok niego śpią dwie adoptowane w międzyczasie siostry. W 2019 dołączył również brat a w 2021 kolejna siostra. Cała piątka, czujna jak surykatki na pustyni, tylko czeka na sygnał do zabawy. Czasem dosłownie mam wrażenie, że wiedzą, kiedy stawiam kropkę w tekście lub kończę pracę. Momentalnie stoją przy nodze, zwarte w szeregu i gotowe.
Ale teraz, gdy tak patrzę, jak sobie spokojnie śpią, wiem jedno – chcę, by żyło im się jak najlepiej i – dla mojego szczęścia – jak najdłużej.
Oczywiście, w pełni zdrowia.
To dzięki niemu zajmuję się dziś żywieniem i zdrowiem psów.
Zawsze chciałam zostać weterynarzem, jednak miłość do zwierząt to jedno a fobia przed krwią i igłami to zupełnie inna sprawa Chciałam, ale wiedziałam, że nie podołam i nie zostanę lekarzem, który będzie sprawnie posługiwał się skalpelem. To było ponad moje siły. Dlatego wybrałam inną ścieżkę edukacji.
I to właśnie historia tego małego urwisa sprawiła, że wróciłam do tematów około-weterynaryjnych i poświęciłam mnóstwo czasu, by zrozumieć, jak mogę mu pomóc. A dzięki temu – jak mogę pomóc innym psom!
Baton pojawił się u nas jako maluszek i mimo że podeszłam do jego zakupu bardzo poważnie, to sytuacja szybko nas zaskoczyła.
Chłopak nie rósł, zaczął łysieć, w lecznicy byliśmy po kilka razy w tygodniu, wykluczając kolejne choroby. W tym czasie prowadziłam bardzo aktywne życie, wsparte zdrową i zbilansowaną dietą, z wielu powodów bliską paleo. Z tej przyczyny, zupełnie naturalnie skierowałam swoje skupienie w stronę żywienia malucha i postanowiłam żywić go w duchu barf.
Problem jednak zamiast się zmniejszać, zaczął się nasilać. Skonsultowałam się z „Ekspertką” polecaną wtedy na internetowych grupach, wprowadziła delikatną korektę diety, zapisała masę gotowych suplementów, obiecując, że szybko pojawi się zmiana na lepsze. Tymczasem mój pies słabł nadal. A ja absolutnie nie wiedziałam, co mam robić.
Alergia, zaburzenia wchłaniania – problemy zamiast się wycofywać, narastały lawinowo. Nic się nie zgadzało, nic nie szło tak, jak obiecywano w książkach. Kolejne polecane osoby rzucały okiem na plan i nie umiały mi odpowiedzieć, co robimy nie tak. Skupiłam się więc na szukaniu w plikach źródłowych i materiałach anglojęzycznych.
I tak to się zaczęło. Książka za książką, kurs za kursem, szkolenie za szkoleniem, live’y, webinary, szkoła i pochłonęło mnie to bez reszty.
W międzyczasie udało nam się wyprowadzić Batona na prostą. I żeby była jasność. Barf nie jest zły. Barf był zły dla niego, wtedy i w takiej schematycznej, uproszczonej postaci, jaką bez skupienia na jego stanie zdrowia i potrzebach nam zalecono!
Ta historia nadal się toczy…
Sula zamieszkała z nami w listopadzie 2016r.
W czerwcu zarejestrowałam się w Załodze Buldoga. Sula pojawiła się tam w lipcu a ja weszłam w jej historię i wpadłam jak śliwka w kompot. Poważne problemy z kręgosłupem, problemy z załatwianiem się, ale wiedziałam już wtedy, że to ONA! I musi trafić do nas. Wyglądała zresztą jak bliźniaczka Batona!
To nie był przypadek. I jeszcze ten głęboki smutek w oczach.
Wiedziałam, że jej pomogę. Pisałam o tym w jej wątku natrętnie jak mucha. I w końcu w listopadzie dostałam info, że mogę zabrać ją z domu tymczasowego.
Stan Suli okazał się gorszy, niż wynikało to z opisów. Sula praktycznie nie chodziła, wlekła za sobą tylne nogi, po których na pierwszy rzut oka widać było, że mięśnie są zaniku. Jeśli nawet wstała, to po przejściu kilku kroków była już zbyt słaba, by kontynuować. A dwa: szurała, więc nasz pierwszy wspólny mikro-spacer zakończył się odnowieniem obtarć na łapach. Takie „chodzenie” nie wchodziło w grę.
Niestety, weterynarz nie miał dla nas dobrych wieści, gdyż zmiany na jej kręgosłupie były tak stare i tak zaawansowane, że wstępne rokowania na poprawę stanu po operacji były znikome. Już wtedy wiedziałam o potrzebie masowania łapki, by szybciej przywrócić jej sprawność. Teraz temat wrócił z dużo większą siłą. Weterynarz zasugerował nam inne możliwości, terapię fibroblastami, rehabilitację i fizjoterapię. Zaczęłam mocno skupiać się na tym, by poprawić jej stan bez operacji. Szczególnie, że przewrotu i takiej jednoznacznej naprawy zdrowia ta operacja nam nie gwarantowała.
Wiedziałam już wtedy jak zmienić jej dietę, jak ją dopasować, by dziewczyna zyskała na wadze, nabrała sił, ale i nie obrosła tłuszczem. Potrzebowałam jeszcze się dowiedzieć, jak mogę ćwicząc z nią w domu i ratować jej te łapki.
I znowu: rehabilitacja, akupresura, masaż psów, ćwiczenia, mobilizacja, zoofizjoterapia… wszystko trafiło w strefę mojego zainteresowania. Filmiki, relacje, szkolenia online, warsztaty online, konsultacje z fizjoterapeutami z USA, pokazy na zamkniętych grupach i wytrwałe masowanie łapek całymi tygodniami.
Domyślacie się zapewne, że nie pisałabym o tym, gdyby nie przyniosło to zamierzonych efektów.
Wiosną 2017 roku Sula była już osiedlowym postrachem wszystkich kotów :-). Doszliśmy do momentu, gdy 5km spacerów nie było problemem. Chodzenie było wolniejsze, oczywiście inne jak u zdrowego psa, ale zaczęła pięknie uginać tylne łapki, co zlikwidowało szuranie. A w raz z tym – przyszła jej chęć na harce. Gdy pierwszy raz wywróciła się na plecy, by wytarzać się w błocie, płakałam z radości.
Dzisiaj (2021) Sulinka jest już w bardzo zaawansowanym wieku. Oceniamy ją na 13-14 lat.
Po okresie znacznej poprawy mobilności, teraz jesteśmy w fazie pogarszania się jej stanu zdrowia. Walczymy z pogłębiającą się niewydolnością nerek, bólami stawów, pogarszającym się wzrokiem, apatią wynikającą z powyższych. Robię co mogę, by jej emeryturka u mnie w domu była jak najlepsza, ale wiem, że w sposób nieunikniony zbliżamy się do granicy.
Jednak nie tracę nadziei a ta historia nadal się toczy…
Gdy pojawiła się pilna potrzeba dania domu tymczasowego bidom odebranym z małopolskiej pseudohodowli, jechałam odebrać psa, który pomieszka u nas 2 tygodnie i nauczy się od Batona i Suli, że ludzie mogą być fajni – nic ponad to. Pójdzie w świat, do którego przygotuję jak najlepiej.
Historia Bomby w tamten dzień mogła skończyć się tragicznie. Pies został mi wydany już po interwencji weterynarzy, gdyż w trakcie transportu z pseudohodowli dostała udaru. Maleńkie 6 kilo trzęsącego się wytrzeszcza, mokra i śmierdząca – została wsadzona do mojego samochodu i skradła moje serce.
Sunia była przerażona, kłębek nerwów, płaszczyła się przed człowiekiem, sikała z przerażenia. Mała okazała się przylepą – wychudzoną, ale zdrową fizycznie. Jednak absolutnie zrujnowaną psychicznie. Pierwsze tygodnie to był koszmar. Bała się zgaszonych świateł w nocy. Jednego dnia się tuliła, drugiego chowała w szafie w najdalszym kącie. Nie potrafiła jeść z miski, nie potrafiła zachować czystości. Pies-Biegunka. Czy muszę jednak dodawać, że skradła nasze serca i została?
Jak się okazało w trakcie sterylizacji, jakieś bydle źle ją poszyło po cesarce. Jelita były pozrastane z macicą, co powodowało znaczny dyskomfort u psa. Sterylizacja z prostego zabiegu okazała się więc długim sprzątaniem i naprawianiem wszystkiego po kolei. W międzyczasie konieczne było podkarmienie tej malizny. Z lękami radziliśmy sobie testując wszystko – fitoterapię, zoopsychologię, ćwiczenia ruchowe i umysłowe, metodę ttouch a nawet kamizelkę przeciwlękową.
W międzyczasie należało też znaleźć przyczynę tych wiecznych biegunek, naprawić te zdezelowane jelitka, przywrócić równowagę.
Bomba to niezniszczalna dziopa!
Wyrwałam ją śmierci już 3 razy. I ta historia nadal się toczy.
Od niedawna w stadzie mamy czwartego buldoga – MUSCAT Francuski Piesek, zwany w domu Borysem Bestią lub … Rysiem 🙂
Historia tego kawalera dopiero się rozkręca…
Wesoły Diabeł, pierwszy nie beżak / płowiak w stadzie
Moja porcelanowa laleczka – Funky Hightide of Power FCI
A po domowemu Bajka, Bajeczka lub gdy psoci – to Bajson 🙂
Chłopczyca, rozpieszczona przeze mnie okrutnie a inteligencją i sprytem przewyższająca WSZYSTKIE znane mi buldogi. Tak! Wszystkie!
Bajka została przestawiona na żywienie domowe w trybie ekspresowym. Nie był potrzebny żaden okres adaptacji dziewczyny do nowego domu. Weszła jak do siebie i od razu powiedziała reszcie, że oto nowy Boss pojawił się na dzielnicy.
Skradła nie tylko moje serce, ale od startu gwiazdorzy również na wystawowych ringach.
Moja gwiazdeczka.
Otrzymuj powiadomienia o nowych treściach i nowościach.
Zero spamu! Wysyłam same dobre wiadomości!
Otrzymuj powiadomienia o nowych treściach i nowościach.
Zero spamu! Tylko psie sprawki.